Cała trójka opisała pewien ideał telewizji publicznej, z którym realnie istniejąca TVP ma rzeczywiście niewiele wspólnego. Zdaniem swoich rywali telewizja publiczna powinna przestać z nimi konkurować i nadawać wyłącznie takie programy, których oni nie nadają, czyli misyjne. Zdaniem Karola Smoląga obecnie tylko Teatr Telewizji i kanał TVP Kultura do takowych w ofercie TVP należą. Idealna telewizja publiczna powinna nadawać programy "rzeczywiście misyjne", jak to określił Józef Birka, który zdefiniował je jako takie, które "nie są atrakcyjne dla reklamodawców". Rzadko zdarza się, by rzecznicy interesów telewizji komercyjnych zdobyli się na podobną szczerość. Otóż warto przypomnieć, że w oczach reklamodawców atrakcyjne są nie tyle programy, co widownia, która te programy ogląda. Zatem idealna telewizja publiczna Birki powinna mieć jak najmniej widzów. Tego chcą rywale TVP. Ku temu samemu zmierzają pomysły polityków Platformy Obywatelskiej. Moją tezę, iż media komercyjne będą beneficjentami strategii PO wymierzonej przeciw mediom publicznym, Karol Smoląg nazwał "ocierającą się o bezprawie insynuacją". Dlaczego jednak tuż po uchwaleniu nowelizacji ustawy medialnej cena akcji grupy TVN na giełdzie poszła w górę? Kwestia przypadku czy racjonalna reakcja rynku?
Nie wiem również, jak sobie tłumaczyć fakt, iż żaden z moich polemistów nie odniósł się, choćby zdawkowo, do poruszonej w moim artykule kwestii przeniesienia na progu cyfryzacji uprawnień koncesyjnych z KRRiT do UKE. Na zdrowy rozum przynajmniej w tej sprawie nadawcy komercyjni powinni gromko protestować przeciw upichconej przez PO nowelizacji. Tymczasem taktownie milczą.
Dla Smoląga i Birki TVP nie jest równoprawnym uczestnikiem tej samej gry rynkowej, w której uczestniczą TVN i Polsat, ale kimś, kto "psuje rynek". U Smoląga TVP "psuje rynek" tak w ogóle, a u Birki chodzi o "zaniżanie wartości reklamy na rynku telewizyjnym" poprzez politykę rabatową. Czy należy stąd wnosić, że dla uczciwości gry rynkowej byłoby lepiej, gdyby TVP zamiast konkurować na tym polu z nadawcami komercyjnymi, zawarła z nimi cichą umowę, która pozwoliłaby wszystkim nadawcom wycisnąć z reklamodawców więcej pieniędzy?
A jak należy rozumieć domaganie się przez Birkę wprowadzenia "jednakowych reguł dla wszystkich nadawców" w kontekście sprzedaży czasu reklamowego? Po pierwsze, jego twierdzenie, że TVP ma jakoby "zdecydowanie większą ilość czasu do zaoferowania reklamodawcom", jest zwyczajnie nieprawdziwe. Z powodu ograniczeń ustawowych TVP ma im do zaoferowania mniej, a nie więcej czasu na każdej z anten. Po drugie, ciekawe, co powiedziałby Birka, gdyby TVP straciła przychody z abonamentu, ale mogła emitować reklamy na tych samych zasadach, co jej komercyjni konkurenci, czyli np. także w trakcie filmów? Myślę, że wtedy przestałby się domagać "jednakowych reguł dla wszystkich nadawców".
Największą inwencją w "umisyjnianiu" TVP wykazał się Jacek Żakowski. Prócz likwidacji abonamentu i zakazu r
eklam wymyślił także "ustawę kominową ograniczającą zwłaszcza zarobki twórców" w TVP. Po co? Bo "sprzyjałaby odchodzeniu gwiazd do komercji i otwieraniu drogi awansu dla debiutantów". Tak oto "gorący zwolennik mediów publicznych" sensu ich istnienia i finansowania z publicznej kiesy upatruje w... zaspokajaniu przez nie potrzeb kadrowych nadawców komercyjnych. Tylko kuriozum czy już horrendum? Zagadką pozostaje, jak w takich warunkach telewizja publiczna miałaby sprostać oczekiwaniu Żakowskiego, że zdoła ona zapewnić widzom np. "jakościową informację i publicystykę". Z kolei Karolowi Smolągowi, nazywającemu TVP PGR-em, warto przypomnieć, jak wiele kadr i know-how z tego "PGR-u" budowało i nadal buduje dzisiejszą pozycję TVN. Smoląg "domaga się" również od TVP "jawnego rozliczenia przyjmowanych pieniędzy" z abonamentu, a Birka chce, aby "pomoc publiczna dla TVP była wykorzystywana i rozliczana zgodnie z obowiązującym prawem". Ale przecież tak już jest. TVP SA co roku do 15 marca przedkłada KRRiT sprawozdanie ze sposobu wykorzystania środków uzyskanych z abonamentu w roku poprzednim, a sprawozdanie ma charakter jawny. Nie jest to zresztą ze strony władz TVP akt dobrej woli, tylko wykonanie obowiązku ustawowego.
Skąd u moich polemistów (zwłaszcza u Smoląga i Żakowskiego) tyle obcesowości w traktowaniu TVP i osób z nią związanych. Skąd te obelgi w rodzaju: "PGR", "chałtura", "imperium zwykłej miernoty", "kolesiostwo"? Dlaczego ludzie wykształceni ze słowa "poeta" (pod moim adresem) zrobili szyderczy epitet? Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem tej zagadki wydaje mi się zamiar ostrzeżenia wszystkich chętnych do obrony mediów publicznych, że w odwecie zostaną zatupani i wyszydzeni. Że skończyła się już - choćby i ostra - debata publiczna, a zaczęła wojna. Jej stawką nie jest już tylko to, jakie ugrupowania zdobędą przewagę w KRRiT i kto będzie następnym prezesem TVP. Tym, co rozpala największe emocje politycznych i biznesowych graczy, są miliony widzów i miliardy złotych z rynku reklamowego do przejęcia. Prawdziwa władza i prawdziwe pieniądze.
W iście wojennej bezwzględności najdalej posunął się Jacek Żakowski, oskarżając mnie, jakobym przed czytelnikami dziennika "Polska" zataił fakt zatrudnienia mnie na stanowisku dyrektora Biura Zarządu TVP. To ordynarne kłamstwo. Mój artykuł został opatrzony zdjęciem z notką na temat sprawowanej przez mnie funkcji. Jakby i tego było mało Żakowski "zdemaskował" mnie jako "rzecznika rządu Jana Olszewskiego", a to z powodu ukutej przez siebie maksymy, że "czasem trzeba wiedzieć, kto mówi, żeby zrozumieć, co mówi". Nie jedyny to w tekście Żakowskiego przejaw ideologicznych uprzedzeń autora, w dodatku pozbawiony logicznego związku z debatą o przyszłości mediów publicznych. Akurat w tym kontekście metodę "trzeba wiedzieć, kto mówi" lepiej zastosować wobec np. posła sprawozdawcy nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji Iwonie Śledzińskiej-Katarasińskiej. Była ona pierwszą szefową łódzkiego oddziału "Gazety Wy
borczej" i od 16 lat pozostaje pracownicą Agory w stanie urlopu bezpłatnego. Czy formalne trwanie w stosunku pracy z prywatnym koncernem medialnym ma dla niej tylko sens sentymentalny, czy także materialny? Rzecz warta zbadania, zwłaszcza przez kogoś, kto - jak Żakowski - mieni się obrońcą interesu publicznego przed "kolesiostwem i dziwnymi interesami".
Jan Polkowski, dyrektor Biura Zarządu TVP SA, w PRL działacz opozycji demokratycznej, poeta, publicysta.